piątek, 30 listopada 2012

Jednostronnie

Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia, które rzuciła w moją stronę, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Spojrzenia tak odstraszającego, tak nieprzyjemnego i tak bardzo przesiąkniętego złem jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem. To spojrzenie sprawiło, że bez żadnych sprzeciwów usunąłem się jej z drogi, unikając nie tylko kolizji, ale też Jej furii, którą znając moje szczęście wyładowałaby na mnie.

Przeszła obok mnie jak burza, która ledwo powstrzymuje się od rzucenia błyskawicami we wszystkie strony, roztaczając wokół siebie niepokój i grozę. Jej średniej długości mysie włosy były rozwiane we wszystkie strony, jakby ich końcówkami bawił się wiatr. Oniemiały patrzyłem się na Jej szybko oddalającą sylwetkę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chciałem pobiec za Nią, złapać Ją za rękę, obrócić w swoją stronę i pozwolić, aby jej wrogie spojrzenie we mnie przeniknęło. Ale nie odważyłem się, Jej postać zbytnio mnie onieśmieliła.

Wiedziałam tylko jedno. Chciałem, aby Jej nieprzenikalny wzrok mógł mnie objąć jeszcze raz.

Od tamtej pory przychodziłem w tamto miejsce codziennie o tej samej porze z nadzieją, że ją jeszcze zobaczę. Po kilku tygodniach obserwacji ograniczyłem się do wtorków, bo to właśnie wtedy spotykałem Ją koło parku w centrum. Te dni były moim wybawieniem, mogłem odejść od rutyny i bez przeszkód mogłem Ją zobaczyć, kiedy szybkim krokiem przechodziła wzdłuż parku. Wiedziałem, że jestem bezpieczny, że nie zwróci na mnie uwagi tak samo, jak nie zwraca uwagi na nikogo. Chociaż nie mogłem odgonić od siebie myśli, że wolałbym, aby mnie dostrzegła i mi w końcu wygarnęła, żebym w końcu przestał się na nią tak bezczelnie gapić. Wszystko byłoby lepsze od tej obojętności, która towarzyszyła Jej zawsze, kiedy Ją widziałem.

Nie wiedziałem czego oczekuję ani po co to robię. Nie wiedziałem, jaki mam w tym wszystkim cel.

Na początku na Nią tylko patrzyłem, potem chciałem z Nią porozmawiać, z czasem zacząłem Jej pragnąć, aż w końcu zacząłem mieć na Jej punkcie całkowitą obsesję. Myślałem o Niej dniami i nocami, nie mogąc doczekać się Jej widoku. Przeszukiwałem wszystkie portale społecznościowe, mając chorą nadzieję, że w końcu Ją znajdę. Nic z tego oczywiście nie wyszło, dalej nie wiedziałem o Niej niczego, nawet najmniejszej drobnostki. Mogłem sobie jedynie wyobrażać jak ma na imię, jakiej muzyki słucha czy też jaką nosi bieliznę. Jednak po jakimś czasie przestało mnie to zadowalać.

Wiele razy przywoływałem sobie w myślach Jej widok, gdy Ją ujrzałem po raz pierwszy. Zastanawiałem się, czy wie, że to właśnie mnie obdarzyła tym wzrokiem i czy mnie pamięta. Myślałem o tym, co mogło być przyczyną Jej wiecznie złego humoru. Ta kobieta była zagadką.

Kim jesteś, nieznajoma? Co sprowadza Twoją nieskazitelną duszę w miejsce tak parszywe jak to, po którym stąpasz? Czego potrzebujesz? Co jest Twoim największym marzeniem, a co tylko fantazją? Z kim zechcesz przemierzyć cały świat?

Ze mną. Błagam.

Wszystko zmieniło się w drugi wtorek lutego, kiedy zobaczyłem Ją idącą pod rękę z jakimś facetem. Porzuciłem swój cotygodniowy plan nie wkraczania bezpośrednio w Jej życie i ruszyłem za nimi jak gdyby nigdy nic. Nie wiedziałem, co mnie do tego popchnęło, ale byłem pewny, że to wszystko zmieni.

Myślałem, że nie będę w stanie powstrzymać chęci zamordowania go. Wyglądała inaczej. Zmieniła swoje nieprzyjemne spojrzenie na wciąż obojętne, jednak nieco cieplejsze, które było skierowane tylko i wyłącznie na niego. Z nienawiścią patrzyłem, jak przesuwa dłoń po Jej plecach, jak zakłada kosmyk tych pięknych mysich włosów za Jej ucho, jak składa diabelski pocałunek na Jej cudownych, pełnych ustach... Wyglądała na szczęśliwą. I to mnie zabolało najbardziej.

Kiedy się rozstali na skrzyżowaniu, na chwilę o Niej zapomniałem i ruszyłem za nim. Gdy tylko znaleźliśmy się koło jakiejś brudnej bocznej uliczki, podbiegłem do niego i siłą zaciągnąłem go w jej głąb. Był zdziwiony, nie wiedział co się dzieje, miałem nad nim przewagę. Rzuciłem nim o ścianę kamienicy. Działałem impulsywnie, nawet nie patrzyłem w co dokładnie go uderzam. Jedyne czego chciałem to dać mu nauczkę za dotykanie tylko i wyłącznie mojej kobiety.

Kiedy odchodziłem, nie ruszał się. Nawet mnie nie obchodziło, czy żyje. Czułem ponurą satysfakcję, że następnym razem zobaczę Ją bez niego.

Ale gdy Ją ujrzałem tydzień później, chciałem jak najdalej od Niej uciec. Patrzyła na mnie, prosto w moje oczy, już mnie nie ignorowała. W mojej głowie pojawiła się myśl, że przez ten cały czas wiedziała o mnie i o tym, co robię, jednak szybko moje myśli wróciły do teraźniejszości. Jeżeli uważałem, że Jej wzrok jest nieprzyjemny i przesiąknięty złem, to spojrzenie, które posłała mi tego dnia mogło zabić. Nie chciałem patrzyć się w te ogromne, piękne szare oczy. Nie powiedziała ani słowa, ale z Jej twarzy dało się wyczytać, jak wielki błąd popełniłem oraz jak bardzo mnie nienawidzi. Rzuciła mi po raz ostatni mordercze spojrzenie i odeszła. Nie dałem rady za nią iść.

Po tym zdarzeniu jeszcze przez kilka miesięcy chodziłem do naszego miejsca, ale nigdy więcej jej nie spotkałem.

Kim jesteś, nieznajoma? Jak potoczył się Twój los? Czy jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczę?

Nie chcę znać odpowiedzi na te pytania. Już niczego nie chcę.

wtorek, 13 listopada 2012

Nie czując nic

Nigdy nie marzyłam o tych nocach bezimiennych, które mogłyby mi się zdarzyć. Jej wieczne sekrety i kłamstwa skutecznie przekonały mnie, że takie noce nie istnieją. Bo podobno każda noc ma jakieś imię, które gdy się je wypowie, znika. A potem nikt nie może go znaleźć.

Każda noc jest inna. Wydają się podobne - te same gwiazdy i ten sam księżyc próbują nas zbić z tropu. Jednak płyną nad nami chmury, które nigdy więcej do nas nie wrócą. Następują narodziny i śmierci, pocałunki i rozstania, które nigdy więcej nie będą miały miejsca. To fascynujące, jak dużo może się zmienić w czasie jednej nocy. Jednak należy być uważnym, bo jak nazwie głośno noc, cała magiczność chwili wyparuje w mgnieniu oka. I powróci wszechogarniająca całą ludzkość normalność.

To właśnie Ona mi kiedyś o tym powiedziała. Przekonywała mnie, że to wszystko ma sens, że imiona nocy to czysta prawda! Prędko się domyśliłam, że te całe imiona to po prostu wytwór jej wyobraźni. Ale była tym wszystkim tak podekscytowana i tak głęboko w to wszystko wierzyła, aż i ja w końcu podążyłam jej śladami. Jednak czułam, że nie mówi mi całej prawdy, opowiada mi o tym ogólnikowo. Kiedyś coś napomknęła o jakiejś bezimiennej nocy, a gdy się tym zainteresowałam, zbyła mnie. Powiedziała tylko, że to jest legenda, której nie potwierdzają żadne fakty historyczne i że nie zna nikogo, kto osobiście się z tym spotkał, po czym natychmiast zmieniła temat rozmowy. Jakby unikała powiedzenia mi czegoś. Jakby chciała coś za wszelką cenę zachować dla siebie.

Czasami jej nie rozumiałam. W jednej chwili opowiadała mi o wszystkim, a w następnej zachowywała się jakby żałowała, że o czymkolwiek mnie poinformowała. Ale to była cała Ona, ją można było tylko kochać albo nienawidzić. Ale mimo naszych wspólnych sekretów i wspomnień wciąż nie wiedziałam, po jakiej stoję stronie. Nie byłam pewna, czy moje uczucia wobec niej są szczere czy udawane. Ale byłam pewna, że wkrótce miałam się tego dowiedzieć.

W końcu bezimienne noce stały się moją obsesją.  Próbowałam się o tym czegoś dowiedzieć za wszelką cenę, ale nie miałam zbytnio możliwości. Nie znałam nikogo, z kim Ona mogłaby jeszcze o nich rozmawiać, a szukanie w internecie było bezcelowe, choć i tak to uczyniłam w przypływie wielkiej desperacji. A informacji jak nie było, tak nie zapowiadało się, że będą. Ale zapragnęłam doświadczyć bezimiennych nocy jak niczego innego na świecie. Ona wiedziała, że mnie to dręczy, ale nic mi nie chciała powiedzieć. Moja teoria o tym, że chce pozostawić tę informację dla siebie stawała się coraz bardziej realna. Myślałam, że gorzej przyjmę do siebie wiadomość, że taka jest prawda. Jednak jedyne co czułam to obojętność oraz chęć pokazania, że nie uda się Jej tak łatwo mnie wytrącić z równowagi.

Wobec tego zaczęłam ich intensywnie szukać. Co kilka dni wyruszałam na nocną eskapadę po mieście czy pobliskich wsiach, ale nie mogłam na nie natrafić. Po kilku miesiącach moja nadzieja zaczęła powoli gasnąć i zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle jest prawda. Ta myśl zakiełkowała w mej głowie jak nieznośny chwast, który znikąd pojawił się w naszym ogródku. W końcu moja wiara zniknęła.

To była ostatnia noc, kiedy wyruszyłam na poszukiwanie bezimiennej nocy. Tego dnia strasznie się z Nią pokłóciłam i powiedziałyśmy sobie o jedno słowo za dużo. Myślałam, że nigdy więcej się z nią nie zobaczę.

Siedziała na ławce w pobliskim parku, po którym tak często spacerowałyśmy i ze sobą rozmawiałyśmy. Zawsze gdy do niej coś powiedziałam i znajdowali się obok nas jacyś ludzie, dziwnie się na mnie patrzyli, jakbym mówiła sama do siebie. Dziwne, ale pierwszy raz wyruszyłam na moją nocną eskapadę w poszukiwaniu bezimiennej nocy do tego parku, który przecież znajdował się na moim osiedlu. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że mogę ją odnaleźć właśnie tu, w tym zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się parku, który mijam prawie że codziennie w drodze do szkoły. Ale to właśnie tutaj się to stało.

Ona podniosła oczy i spojrzała na mnie wzrokiem, którego nigdy w życiu u niej nie widziałam. Spojrzeniem, które zwaliło mnie z nóg. Jej wzrok pełen bólu i złości mówił "udało ci się", a jej oczy, identyczne jak moje, były pełne łez. I w końcu poczułam, że to co mówią jej oczy jest prawdą. Udało mi się.

Czas jakby stanął w miejscu. Nie było słychać żadnego samochodu przejeżdżającego przez pobliską główną  ulicę miasta, chmury przestały płynąć po niebie, żaden liść się nie poruszał, a powietrze zastygło. Tlen przestał docierać do mojego organizmu, poczułam, że się duszę. Nie wiedziałam, ile jeszcze tak wytrzymam. Zwróciłam błagalne spojrzenie w Jej stronę widząc, że z Nią nic się nie dzieje. A ona tylko popatrzyła się na mnie z wyrzutem po raz ostatni i zaczęła powoli blednąć, a po chwili zniknęła. A wraz z jej zniknięciem zniknęła również bezimienna noc.

Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć o niej głośno. Wolałabym pamiętać o tym, co się stało, niż próbować znowu jej szukać za wszelką cenę. Ona mnie ostrzegała. Moje przyszłe ja mówiło mi o tym wiele razy, Nigdy nie wypowiadaj imienia nocy, bo sprawisz, że o niej zapomnisz, mówiła. A ja nie mogę o Niej zapomnieć, nie mogę zapomnieć żadnego Jej słowa, jeśli nie chcę powielić jej błędów.

Bo bezimienna nie znaczy bez imienia.



W końcu nastąpił taki czas, kiedy bardzo chcę coś pisać, ale nie za bardzo mam na to czas lub po prostu nie nawiedza mnie wena. Nie mogę się zabrać za kontynuowanie YDKMAA chyba po prostu muszę mieć duuużo czasu na pozwolenie sobie na pisanie czegoś tak długiego. No ale Patricia i spółka muszą sobie na mnie poczekać, bo nieprędko do nich wrócę, co z przykrością stwierdzam. Muszę jednak się gdzieś wyładować, więc tak o to powstał mój własny zbiorek opowiadań! :3 Będę je dodawać raz na jakiś czas i mam nadzieję, że moja twórczość się wszystkim spodoba. Zachęcam do komentowania i dodawania konstruktywnej krytyki, co bardzo mi pomoże w pisaniu. A zatem moją pracę tutaj uważam za otwartą!

I'm back, bitches.