Jesteś jak krupnik, który dzisiaj jadłam.
Pierwsze kilka łyżek zupy niczym się nie różniły od
tych łyżek krupniku, którego smak pamiętam od dziecka. Kasza niemalże
rozpływała się w ustach, marchewka swobodnie pływała w zupie, a pietruszka dodawała
tego samego aromatu, co zwykle. Ale kiedy przestałam się bawić i włożyłam łyżkę
do miski głębiej, a następnie podniosłam ją do ust coś przykuło moją uwagę.
Drobne, ciemne kawałeczki boczku spoczywały na łyżce, czekając, aż w końcu je
pogryzę i połknę.
W krupniku, którego pamiętam od zawsze, nie było
boczku.
Były ziemniaki. Była kasza. Była marchewka, seler i
pietruszka. Było mięso z kurczaka, którego nigdy w tej zupie nie lubiłam, bo
było rozmokłe i rozwalające się, a gdy się je wzięło do ust miało się wrażenie,
że gryzie się ośmiornicę. A w krupniku, zamiast rozmoczonego i rozpadającego
się mięsa z kurczaka pływały kawałki boczku. Twarde, ciemne, ładnie
wyglądające, smaczne… Kurczak wypadał przy nich słabo.
Boczek w krupniku był eksperymentem dla mojej mamy.
Ty jesteś eksperymentem dla mnie.
Nigdy nie znałam kogoś takiego jak Ty. Może to nie
jest powiedziane zbyt dobrze, bo wiesz przecież, że mało znam osób Twojej płci.
Ale i tak się różnisz od tej garstki chłopaków, których znam. Oni są dla mnie jak
ten kurczak, który odrzuca samym widokiem. Ty działasz na mnie jak te kawałki
boczku, które sprawiają, że chcę pochłonąć całą miskę zupy. I dokładkę.
Na początku poznawałam Cię powoli, spokojnie, ostrożnie
dobierając słowa i gesty, nie chcąc Cię urazić i nie chcąc narazić siebie samej
na Twe nieprzyjazne spojrzenie. Jakbym łyżką nabierała zupę z samego jej
wierzchu. W końcu ze sprzyjającym wiatrem ruszyłam do przodu i nabrałam na nią
kilka kawałeczków ciemnego mięsa. Zaczęłam Cię poznawać. Ciebie i Twoje
zwyczaje. Uświadomiłam sobie, że jesteś inny. I że od tej pory nie chcę już
jeść krupniku z kurczakiem. Tylko z boczkiem.
Znam Cię, ale zarazem mało o Tobie wiem. Zdaję sobie
sprawę z tego, że jesteśmy dwoma różnymi światami i nie ma dla nas nadziei. Nie
jestem w Twoim typie. Nie jestem tymi ustami, przez które takie wysokiej klasy
mięso jak Ty chciałoby być zgarnięte. Nie mam zębów, którymi chciałoby być
pogryzione. Wiem to. Ciekawi mnie jednak, czy kiedyś dowiem się o Tobie
wszystko. Czy zjem kiedyś całą Twoją zawartość i wypiję duszkiem ostatnie Twoje
krople. Znając życie, nigdy tak się nie stanie.
Boczek w krupniku już nigdy więcej nie będzie eksperymentem.
Ty będziesz dla mnie eksperymentem cały czas.
Ok, chciałam napisać coś innego, znowu - i voila! Wyszło jak wyszło, a czy wyszło dobrze czy źle... Sama nie wiem. Jakoś przeszkadza mi słowo "boczek" cały czas, czy to mięso nie może nazywać się inaczej? W każdym razie, to jest dobry przykład tego, jak potrafi mnie inspirować moje życie. Dzisiaj mnie zainspirował obiad. :)