Masz koszmar. Budzisz się. Próbujesz dojść do siebie. Przekręcasz się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wstajesz razem z budzikiem. Idziesz do kuchni. Robisz sobie śniadanie. Wylewasz prawie pełną miskę mleka do zlewu. O śniadaniu do szkoły nawet nie myślisz. Idziesz do łazienki. Stoisz przed lustrem. Patrzysz się na swoje opuchnięte oczy. Przemywasz twarz wodą. Myjesz zęby. Malujesz się. Wracasz do pokoju. Otwierasz szafę i wyciągasz pierwsze lepsze ubrania. Wkładasz je na siebie. Powoli sięgasz po torbę z książkami. Ubierasz buty. Wychodzisz z domu. Kierujesz się na przystanek. Mijasz te same bloki, samochody, drzewa, co prawie codziennie. Nie myślisz o niczym. W twojej głowie jest pustka. Ledwo co opuściłaś dom, ale już chcesz do niego wrócić. Mimo że nie jesteś w nim szczęśliwa. Poza nim jesteś jeszcze bardziej rozżalona.
Docierasz do przystanku. Spoglądasz na tych samych ludzi, ten sam parking, te same latarnie. Czekasz na autobus. Gdy przyjeżdża wsiadasz do niego. Siadasz na tym samym miejscu co zawsze o poranku. Po parunastu minutach wysiadasz z niego. Idziesz do szkoły. Przechodzisz przez postój taksówek, przejście dla pieszych, mijasz szpital i dwa lumpeksy. Przekraczasz bramę szkoły. Witasz woźnego, a w szkole szatniarkę. Wchodzisz do boksu swojej klasy w śmierdzącej szatni. Kierujesz się na lekcje. Siadasz pod salą i rozmawiasz z kilkoma osobami, niby radośnie, czekając na lekcje. Myślisz, jak bardzo ich nienawidzisz. Mija lekcja za lekcją. Jednych się boisz, inne olewasz, a na ostatnią czekasz z utęsknieniem. Od czasu do czasu sypiesz jakimś żartem, uśmiechasz się, śmiejesz. Udajesz. Po lekcjach szatnia, przystanek, droga do domu, dom. Jesz obiad. Jak zwykle trochę zostawiasz. "Odpoczywasz" chwilę i zabierasz się do lekcji, które w końcu i tak zostawiasz nie ruszone, bo nie chce ci się za nie zabierać. Wiesz, że następnego dnia masz ważny sprawdzian, coś tam się uczysz, ale tylko trochę, aby go zaliczyć.
Od czasu do czasu pojawiasz się w pokoju rodziców i o czymś z nimi pogadasz. Żeby wiedzieli, że jakoś żyjesz. Wkurzasz się o pytania o naukę, nie odpowiadasz na nie, wracasz do swojego pokoju. Robisz coś zupełnie bezsensownego. Jesz kolację. Idziesz do łazienki, zmywasz makijaż, myjesz się. Ścielisz łóżko. Przebierasz się w piżamę. Gasisz światło. Kładziesz się do łóżka, jak każdego wieczoru dotykając krzesła stojącego przy biurku. Jak każdego wieczoru przypominasz sobie, że rano zapomniałaś o modlitwie i jak zwykle obiecujesz sobie, że następnego dnia o niej zapomnisz. Wiesz, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Modlisz się. Próbujesz zasnąć. Myślisz. O tym, jak bardzo monotonne jest twoje życie. O tym, że jesteś samotna i tak naprawdę nikt za tobą nie tęskni. O tym, że już ci bliżej niż dalej do śmierci i w końcu będzie po wszystkim. W końcu zaczynasz płakać. Zmęczona płaczem usypiasz. Gratulacje, jakoś ten dzień przeżyłaś.
Budzisz się. Patrzysz w okno i zapominasz, co ci się śniło. Nie jesteś pewna, czy znowu jakiś koszmar czy jakieś inne głupoty, które często ci się śnią. Masz jeszcze kilka minut do wstania. Myślisz. Znowu. Za dużo myślisz. Wiesz, że ci to nie pomaga, ale i tak to robisz. Czasami masz dość tych wszystkich "co by było gdyby" myślisz, ale ciągle do nich wracasz. Tylko wtedy możesz odpłynąć i żyć innym życiem.
Zdajesz sobie sprawę, że wcale nie musi ci się śnić koszmar, aby go przeżyć. Twoje całe życie to koszmar. Bez duchów, morderców czy apokalips. Ty cała jesteś koszmarem. Wielkim, bezużytecznym koszmarem, którego nikt nie chce doświadczyć i od którego wszyscy się odwracają. Strasznym, złym i brzydkim koszmarem, którego ludzie nie znają, a i tak się go boją, i tak nie chcą go poznać.
Przestajesz się dziwić, że jesteś samotna.
Wstajesz. Idziesz do kuchni i robisz sobie śniadanie. Masz kolejny dzień do przeżycia. Ale nie martw się. Czas szybko minie i w końcu będzie po wszystkim.
Ok, to BYŁO inne... więc komentarz też będzie inny.
OdpowiedzUsuńCzytasz opowiadanie, pisanie w drugiej osobie liczby pojedynczej. Zaczynasz zastanawiać się, czemu ono zwraca się bezpośrednio do Ciebie. Po chwili orientujesz się, że to po prostu świetny zabieg stylistyczny, który opisowi zwykłego dnia nadaje wielkiej głębi. Czytasz i zaczynasz rozumieć, to opowiadanie o zwykłej dziewczynie, walczącej z natłokiem myśli. Po chwili zaczynasz orientować się, że to jesteś Ty, albo, że to możesz być Ty. Kolejną chwilę potem dociera do Ciebie, że jest to mniej lub bardziej każdy. Każdy kto jest smutny, zmęczony życiem, odrzucony, nie lubiany. To wywołuje w Tobie to nieprzyjemne uczucie, które pojawia się zawsze, ilekroć zdajesz sobie sprawę z jakiejś okrutnej prawdy.
Czytasz opowiadanie, myślisz o tym, co czytasz i zanim się zorientujesz, jesteś na końcu. Przeczytałeś opis jednego dnia i wcale nie masz chęci dowiedzieć się, co było dalej. To byłoby zbyt dołujące. Przeczuwasz, że opisy wszystkich dni wyglądałyby tak samo i zaczynasz zastanawiać się nad swoją własną maską codzienności i rutyną, która nie odstępuje cię ani na krok.
Masz za sobą opowiadanie o dziewczynie, która za dużo myśli, a chociaż nią nie jesteś, także zaczynasz dochodzić do wniosku, że myślisz za dużo, że większość Twoich problemów bierze się właśnie z twojej głowy.
Po drodze zastanawiasz się, jakim cudem coś tak krótkiego można czytać z takim zainteresowaniem, jakim sposobem to zapiera dech już po kilku pierwszych zdaniach?
Nie znajdujesz odpowiedzi, ale wiesz jedno. Opowiadanie strasznie Ci się podoba i zamierzasz czekać na więcej, jak zwykle. Kolejny raz przekonujesz się, że warto czekać, dla tych kilku chwil czytania. I masz nadzieję, że to wszystko co zostało opisane, to nie są faktycznie prywatne przeżycia autorki.
Bardzo byś jej wtedy współczuł.
Ale na razie koncentrujesz się na tym, że chcesz więcej i zamierzasz wyczekiwać kolejnych opowiadań.
Jakbym czytała opis swojego dnia. Niezwykłe, że piszesz o prostych, codziennych czynnościach a czyta się to z takim zainteresowaniem. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńhmm, mogłabym dalej pisać, jak bardzo podoba mi się twój styl pisania, choć doskonale już o tym wiesz, lecz, cóż, powstrzymać się nie mogę. masz do tego talent, prawdziwa przyjemność czytać to.
OdpowiedzUsuńhm. mój dzień wygląda zgoła inaczej, acz nie do tego chciałam nawiązać. świetny tekst. z każdego możliwego humoru sprowadza na kilka minut do melancholijnego tonu, pełnego opisanej tam rutyny. pochłania sobą i świetnie wprowadza w świat przedstawiony.
gratulacje. kolejny sukces. czekam na więcej xx
Uch. To było takie... pesymistyczne i przygnębiające. Takie prawdziwe, chociaż jednocześnie nie do końca się z tym zgadzam. Tak czy owak świetnie, lekko się to czytało, aż nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca.
OdpowiedzUsuńCzekam na coś nowego, tu albo na sus-annah, whatever, byle Twojego!
niby banalny tekst, dzień z życia, a i tak czytało się z zainteresowaniem, nie wiem jak ty to robisz xD jak dotarłam do końca, to zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem moje życie tak nie wygląda i z ulgą stwierdziłam, że jednak nie, bo taki powtarzający się scenariusz jak tu opisywałaś przecież może wykończyć człowieka, ciągle to samo i czekasz na dzień w którym wreszcie coś się zmieni. chociaż z każdym dniem ta nadzieja pewnie coraz bardziej by gasła.
OdpowiedzUsuń42 year old Research Nurse Standford Kinzel, hailing from La Prairie enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Kitesurfing. Took a trip to Yin Xu and drives a Ferrari 250 GT LWB California Competizione Spider. kliknij teraz
OdpowiedzUsuń